wtorek, 18 czerwca 2013

Niedokończony FF nie mam weny

Leżałam na kanapie czytając książkę. Na podłodze oparty o mój bok siedział Gilbert. 
- Mogę spytać co ty tworzysz? - zatrzasnęłam książkę i spojrzałam ironicznie na prusaka, który od dziesięciu minut kombinował coś ze swoim Waltherem P99*. 
- Hmm...? - mruknął nieprzytomnie. 
- Jak odstrzelisz sobie rękę to nie będzie moja wina. - powiedziałam wracając do lektury. " Związek Korsykański! Wreszcie wyjaśniła się przynajmniej część tajemnicy. Bond spojrzał ponad biurkiem w brązowe oczy, obserwujące teraz bystro jego reakcję" ** W pistolecie coś cicho kliknęło. 
- Jesteś pewien, że wiesz jak to obsługiwać? - spytałam.
- Nie bój jeża. Jestem zawodowcem. 
- Aha... - po minucie udało mi się odnaleźć w tekście. Nie długo jednak było dane cieszyć mi się książką pożyczoną od Anglii. Moje uszy zarejestrowały już tylko ciche przekleństwo albinosa zanim zagłuszył je potężny wystrzał. Instynktownie rzuciłam się na podłogę i zakryłam głowę rękami. I bardzo dobrze zrobiłam, bo zsypał się na mnie grad odłamków, a następnie kilkanaście litrów wody. Kiedy upewniłam się, że niebezpieczeństwo minęło powoli podniosłam głowę. Cały salon pokrywał tynk zmieszany z wodą, która dzięki bogu przestała płynąć. Wiedziałam że to się tak skończy. Zanim nastąpił standardowy wybuch wściekłości uklęknęłam obok przysypanego ociepleniem prusa. 
- Nic ci się nie stało? - zapytałam. Kiedy pokręcił głową mogłam spokojnie się wściec. Podniosłam go do góry za kołnierz i postawiłam w pionie. 
- A NIE MÓWIŁAM! NA MÓZG CI PADŁO ŻEBY TO ROZKRĘCAĆ? CZY TY JESTEŚ CHORY PSYCHICZNIE? CO JEST Z TOBĄ? 
- Ale...
- ŻADNEGO ALE! ROZWALIŁEŚ MI DOM? CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ! - wskazałam wymownie sufit. 
- Polcia nie wściekaj się ja to naprawię...
- NIE NAZYWAJ MNIE POLCIA! A PROPOS NAPRAWY ZDZWONIĘ DO SZWEDA NIECH TO ZROBI BO TY IMBECYLU JESZCZE BARDZIEJ TO ZJEBIESZ!
- Ale nie klnij. Ale myślałem, że ty to zrobisz bo przecież umiesz. 
- WON! WON MI Z MIESZKANIA I SIĘ TU NIE POKAZUJ! I ZABIERAJ TEN CHOLERNY PISTOLET! - wydarłam się wykopując go za drzwi. Pruska menda. Co jest z nim nie tak. Podeszłam do telefonu i wybrałam numer Szwecji. 
- Słucham Oxenstierna przy telefonie. 
- Cześć tu Polska. 
- Julka! Rzadko do mnie dzwonisz. Stało się coś?
- Niekoniecznie, ale sprawa jest. 
- Mów. 
- To ty prowadzisz tą firmę remontową? Z braćmi Vargas? 
- No ja. A co?
- Widzisz mały wypadek. 
- Jaki wypadek? - zdziwił się. 
- Z idiotą i pistoletem w roli głównej. 
- Aaaaa.... Prusy i jego Walther? 
- Jakbyś mi czytał w myślach. 
______________________________________________________
Udało mi się jakoś wytargać kanapę z pokoju i posprzątać ten cały szajs kiedy zjawił się Szwecja z Feliciano i Lovino. 
- Polcia! - krzyknął Włochy Północne i uwiesił mi się na szyi. - Nic ci się nie stało? - zapytał. 
- Nic. Na szczęście. Cieszę się że jesteście Ita-chan. - pociągnęłam go za loczek. Wyszczerzył żeby i podreptał do swojego brata. Matko. Nie da się dzieciaka [ wiem wiem jest młodszy ode mnie] nie lubić. Zaprowadziłam ich do salonu, gdzie w suficie widniała dziura na oko 1x2. 
- Co wy żeście tu robili, kurna? - powiedział Romano. Westchnęłam nie chcąc tłumaczyć wszystkiego od początku. Po kilkunastu minutach oględzin [" Co to kurna jest?" " Jestem głodny" itd] zaczęłam wątpić w ich profesjonalizm. 
- To my tu zostajemy, a ty przyjdź jutro. - powiedział Szwecja w końcu. 
- CO? JEST SOBOTA WIECZÓR GDZIE JA DO CHOLERY MAM TERAZ SPAĆ? - krzyknęłam, a Feliciano schował się za brata. [ Nie drzyj się kurna!]
- Masz przyjaciół nie? - załamałam się. Wpakowałam do torby kilka rzeczy i poszłam do osoby która mieszkała najbliżej. 
Albinos otworzył od razu. Wydawał się zdziwiony.
- Znowu przyszłaś na mnie krzyczeć? - oparł się o futrynę. Pokazałam torbę. 
- Przenocujesz mnie?
___________________________________________
Co to jest? Weszłam do swojego domu następnego dnia i skierowałam się do salonu. Tam czekała mnie niespodzianka. Z sufitu, trzymając się wyrwy zwisał Feliciano i płakał, Romano przeklinał w rogu do telefonu, a Berwalda gdzieś wcięło. 
- Co tu się dzieje do jasnej anielki? - miałam mały zastój kiedy zobaczyłam wchodzącego Szweda. Zataczał się i wyraźnie opróżnił połowę mojego barku. 
- TO JEST FIRMA REMONTOWA CZY BURDEL? - wydarłam się na nich. W końcu stracę głos, ale co mam robić? Nie zareagowali, po prostu totalna olewka. Wściekłam się.
- BACZNOŚĆ! - ryknęłam zbierając w sobie całą swoją energię. Kiedy już się pozbierali stanęli przede mną w szeregu. 
- Mam kilka zasad. 
- Gówno mnie to obchodzi - powiedział Romano. 
- Płacę ci więc zamknij jadaczkę. - ten argument chyba przeważył bo się nie odszczeknął. 
- Po pierwsze! Zakaz obrabiania mojego barku. Po drugie! Kto wam w ogóle dał zezwolenie na świadczenie usług remontowych. Po trzecie! Kiedy tu jutro wrócę wszystko ma być zrobione. Odwróciłam się i wyszłam. No ciekawe co zastanę następnego dnia. 
________________________________________
CO TO MA DO CHOLERY BYĆ?! Weszłam do salonu, a tam ani Włochów, ani Szwecji. Z sufitu [ załatanego na odwal się] kapała woda. Mój dom wyglądał gorzej niż po potopie szwedzkim. Trafne porównanie.