FF Hetalia fem!Poland 2

- Czyj był pomysł, żebyśmy wszyscy razem gdzieś wyjechali? - spojrzałam na Litwę spode łba. Po dwudziestej piosence Gilberta pod prysznicem miałam dość wszystkiego. Nie żebym ja sama tego nie robiła, ale z rzadka. I jak można siedzieć w łazience godzinę?!
- Ameryki. Po ostatniej konferencji uznał że powinniśmy polepszyć relacje - powiedział Toris, patrząc krzywo na drzwi łazienki, zza których dobiegała któraś z piosenek Queen. 
- Z resztą gdybyś nie przygrzmociła Ludwigowi ostatnim razem...
- Sam się prosił. A poza tym - reszta moich słów utonęła w okropnym wyciu. 
- SHOW MUST GO ON! - wydzierał się Prusak.
- Gilbert! Zamknij się!
- INSIDE MY HEART IS BREAKING...
- Zaraz złamię ci coś innego!
- FAIRYTALES OF YESTERDAY WILL GROW BUT NEVER DIE...
- One może nie, ale ty tak. 
- I CAN FLY! - przeciągnął niemiłosiernie. 
- GILBERT ZAMKNIJ MORDĘ! - krzyknęłam, w końcu nie wytrzymując. 
- SHOW MUST GO ON! - wydzierał się. 
- Nie ja nie wytrzymam - powiedziałam i wyszłam z pokoju na ciemny korytarz. Boże, jaki ten koleś jest wkurzający. Opatuliłam się szczelnie swetrem i ruszyłam w stronę hotelowego baru. Nagle na drodze stanął mi zataczający się Niemcy i wiesza się na moim ramieniu. 
- Pola... hik... Jak ty ładnie wyglądasz Pola... - wymamrotał Ludwig. 
- Boże, Beilshmit, czegoś ty się nawdychał? - prychnęłam i zrzuciłam jego rękę z ramienia. Zatoczył się. 
- Pola... hik... Ja ci coś powiem Pola! 
- Mam na imię Julia! Jul-ja! Nie Pola. - wciągnęłam powietrze. - Piłeś coś oprócz piwa? - spytałam, ale Niemcowi właśnie urwał się film. Z pokoju, z którego wypadł Ludwig usłyszałam donośny śmiech. Zajrzałam do środka. Na łóżku po lewej stronie siedział Rosja i ryczał ze śmiechu. A na drugim <zebrałam szczękę z podłogi> siedzieli Anglia i Francja obejmując się i śpiewając jakąś rzewną francuską piosenkę.  Zdusiłam kolejny raz w sobie śmiech. 
- Co tu się wyrabia? - mruknęłam, powstrzymując się od ryknięcia razem z Rosją. 
- Ivan? Co ty im nalałeś? - zapytałam, prawie się dławiąc. Barginski zaczął śmiać się jeszcze głośniej. 
- Stary, ty jesteś totalnie zalany - parsknęłam. Jeśli on jest upity, to ciekawa jestem, ile promili mają ci dwaj na łóżku. Obaj szlochali wtuleni w swoje ramiona. 
- Jezu - mruknęłam i wycofałam się z pokoju. Idąc do tyłu, wpadłam na Litwę. 
- Nie wracaj tam teraz - powiedział z dziwną miną. 
- Gdzie? Do pokoju? - Toris pokiwał głową. - Co? Przerzucił się na Biebera? 
- Gorzej. Kaleczy Eltona Johna. 
- Matko - jęknęłam i oboje poszliśmy dalej. Dochodziliśmy już prawie do baru z nadzieją, że nic gorszego już się nie zdarzy, z otwartych drzwi wypadł Szwecja w samych bokserkach. Okulary zsunęły mu się z nosa. 
- Błagam ukryjcie mnie. Dania zwariował... - wysapał z przerażoną miną. 
- Bello! - rozległ się głos, a po chwili na korytarz wyszedł Dania z białą suknią w rękach. 
- Bello, gdzie jesteś? - powtórzył rozmarzonym tonem. - Zostań moją żoną! - Osłupiałam.
- A tego co trafiło? - mruknęłam do Litwy. 
-  Aaaa, tu jesteś - zaświergotał, widząc ulatniającego się Szwecję. Berwald zaczął uciekać. 
-  Spieprzaj dziadu! Nie jestem Bellą! - wydarł się. Dania pobiegł za nim. Gdy zniknęli za rogiem, usłyszałam jeszcze:
- Zróbmy sobie dziecko! - I przeraźliwy krzyk Szwecji. Dostałam ataku niekontrolowanego śmiechu. 
- Wzięliśmy ze sobą Jamajkę? - zapytał Litwa, również rechocząc. Pokiwałam głową, co wywołało kolejny atak wesołości. Doszliśmy do baru i usiedliśmy na wysokich stołkach. Podszedł do nas Feliciano, który robił za barmana. 
- Co podać, bella donna? - powiedział zmienionym głosem. 
- Dwie czyste - odpowiedziałam, ignorując zwrot "bella donna". Wzrok Włocha zjechał na mój biust. 
- A kopa ci ktoś kiedyś zasadził - warknęłam na niego. Vargas udając, że nie wie, o co chodzi, zajął się nalewaniem wódki, jednak jego wzrok wciąż kierował się w moją stronę. 
- Jeśli skończyłeś rozbierać mnie wzrokiem, to patrz jak lejesz - powiedziałam, bo kieliszek zaczął się przepełniać. Dosiadł się do nas Kuba. Jak wszyscy w tym hotelu był totalnie zalany. 
- No i co tam ciekawego? Wszyscy już są pijani? - zapytałam. Nie zwrócił uwagi na moje słowa, tylko w zamyśleniu strzelił mi z ramiączka od stanika. 
- Co ty sobie odwalasz? Chcesz dostać? - Nawet na mnie nie spojrzał, tylko strzelił jeszcze raz. 
- Ej! Murzynie?! Jesteś tam? - Powtórzył gest. 
- Zrób tak jeszcze raz, a osobiście cię wykastruję. 
- Nie spinaj się tak - powiedział w zamyśleniu i strzelił kolejny raz. Następnie rozległo się plaśnięcie i chrupnięcie łamanej kości. Kubańczyk spadł z krzesła
- Ał! Złamałaś mi nos, debilko! - krzyknął, starając się zatamować krew z nosa.
- Mówiłam, jak nie twoje to się nie łap! - Od drzwi rozległ się śmiech. 
- Ja też mówiłem. Ale czy kiedykolwiek się czegoś nauczycie? - powiedział Prusy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz